sobota, 20 lipca 2013

Egészségedre! czyli Węgry tuż tuż

Dziś dzień pt. "chyba trzeba zacząć się szykować". Przez ostatnie dość nagłe i niespodziewane przypadki, które pochłonęły sporą część mojego czasu, zupełnie uciekło mi kilka dni. A w poniedziałek wyjazd, i to nie byle jaki, bo na Mistrzostwa Świata Smoczych Łodzi. Wyjeżdżamy na Węgry, co bardzo mnie cieszy, bo ostatni swój pobyt (również połączony z zawodami) wspominam baaardzo dobrze. Kulinarnie szczególnie zapadła mi w pamięć wizyta u Istvana :) Był to niewielki lokal, który odnaleźliśmy ze znajomymi na zwykłej drodze, między domami mieszkalnymi. Ciężko było nie zauważyć takiej miejscówki:

Byliśmy jednak bardzo głodni i żądni lokalnego jedzenia, więc weszliśmy, będąc jedynymi gośćmi. W środku lokal wyglądał tak, jak można się spodziewać widząc go z zewnątrz. Firany, zasłony, wymaglowane obrusy i mnóstwo zdjęć na ścianie - wszystkie z turniejów tańca - prawdopodobnie przedstawiały właścicieli, jeszcze w kwiecie wieku.

Lokal zapowiadał się coraz ciekawiej, szczególnie, że właścicielka nie mówiła ANI SŁOWA po angielsku. Udało nam się jednak porozumieć, w zasadzie wystarczyło tylko słowo "gulasz" i wszystko było jasne. Okazało się, że dostaliśmy przepyszne jedzenie, jak w domu, lokalny prawdziwy gulasz, podany ze świeżym chlebem z chrupiącą skórką, a do tego wszystkiego węgierski Tokaj na popitkę, w prezencie od właścicieli ("suwenira! suwenira!"). Mimo wielkiego głodu nikt nie był w stanie zjeść do końca swojej ogromnej porcji. Było naprawdę smacznie!

Mam nadzieję, że w tym roku również uda mi się skosztować czegoś równie pysznego, ale nie w centrum miasta, w super restauracji, tylko poznać kolejny specjał z prawdziwej węgierskiej kuchni.

Nie mogę się już doczekać adrenaliny na starcie! Mistrzostwa Świata to przeżycie, którego życzę każdemu, kto kocha rywalizację. Nie jesteśmy supermocną ekipą - czujemy duży respekt przed prawdziwymi mistrzami z Azji. Stanąć z nimi na jednym torze, jako reprezentant swojego kraju, to naprawdę duma!


Jako że dziś temat węgierski, a ja w lodówce miałam kiełbaski, które zostały w spadku po grillu, postanowiłam je wykorzystać i to z nawiązaniem do mojego wyjazdu;) Najlepsze są takie obiady, które powstają "z niczego". Do takich zaliczam leczo, które powstaje zwykle z tego, co mam akurat w lodówce. Jest tylko jeden składnik, bez którego według mnie leczo nie istnieje - papryka. Tak więc zrobiłam dziś szybkie leczo z kiełbaski - mimo węgierskiego pochodzenia lecza, kiełbaska nadaje mu dużo polskości:)

LECZO Z KIEŁBASĄ


Składniki:
kilka kiełbas (śląskie, toruńskie itp.)
1 cebula
1 papryka (najlepiej czerwona)
1 cukinia
kilka pieczarek
krojone pomidory z puszki
sól, pieprz, papryka ostra, keczup, olej

I co dalej?
Cebulę pokrój na półplasterki, kiełbasę na grubsze plastry i wrzuć wszystko do garnka. Podsmażaj na odrobinie oleju, co jakiś czas mieszając. W tym czasie pokrój paprykę i cukinię na grubszą kostkę. Umyj dokładnie pieczarki, pokrój je na półplasterki. Dorzuć wszystko do kiełbasy i duś na małym ogniu. Gdy warzywa trochę zmiękną dodaj pomidory z puszki oraz przyprawy (ostrej papryki tyle, ile lubisz). Dodaj kilka kleksów keczupu. Duś wszystko jeszcze co najmniej 20 minut, aby dobrze zmiękło. Podawaj ze świeżym pieczywem.


czwartek, 18 lipca 2013

Największe życiowe wyzwanie!

Dzisiaj moje życiowe rozmyślania, w kwestii dość poważnej, bo macierzyństwa. Jakiś czas temu uznałam, że w zasadzie mogłabym już mieć dziecko, poczułam, że jestem gotowa, co więcej - chcę. Będąc świadoma (tyle o ile) wszystkich obowiązków, wyrzeczeń i konieczności związanych z posiadaniem potomstwa myślałam, że jestem w stanie temu sprostać.
Ostatnich kilka dni uświadomiło mi, że oprócz gotowości jest coś jeszcze - ogromna ODWAGA. Trzeba mieć wielką odwagę, aby stworzyć człowieka, wiedząc, że nie na wszystkie aspekty jego życia będzie się miało wpływ. Jasne jest, że każda matka chce mieć porządne, ułożone dziecko i włoży wszelkie siły i starania w jego wychowanie, aby wyrosło na dobrego człowieka. Ale przecież dziecka nie uwiąże, nie spędzi z nim całego życia, aż do 18tki, kiedy to oficjalnie już dorosły człowiek uzna, że sam chce sobą zarządzać. Dziecko idzie do szkoły, ma  swoje życie, znajomych, często przyjaciół. Na kogo w swoim życiu trafi? - po części pewnie można na to wpłynąć, ale generalnie jest tak - na kogo padnie, na tego bęc. Co więcej - wszelkie matczyne starania w pewnym wieku mogą nie przynieść tyle efektu, ile jedno słowo najlepszego kolegi lub, co gorsza, nowego młodzieńczego autorytetu, który staje się znacznie ważniejszy od rodziców. Jestem tym przerażona i strach mnie obezwładnia. Podziwiam wszystkie matki, szczególnie te, których dzieci, mimo ich szczerych chęci, nie trafiły na "ułożone" towarzystwo. Również zazdroszczę wszystkim matkom, ale szczególnie tym, które miały tyle szczęścia, że ich dzieci wychowały się w dobrym środowisku. Do tej drugiej grupy matek z pewnością należy moja Mama. Nie jestem w stanie ocenić, jak dużo było w tym szczęścia, a jak dużo wpływu moich rodziców na to, że moje towarzystwo z dzieciństwa, z którym zresztą trzymam kontakt do dziś, było ułożone i mimo normalnych dziecięcych wybryków, buntów, pierwszego papierosa za murkiem w szkole czy pierwszego picia wódki w wieku zdecydowanie niepełnoletnim, skończyło się to poukładanymi ludźmi, z którymi teraz, w dorosłym życiu, uwielbiam spędzać czas.
Ogromnie wierzę w to i pragnę tego z całego serca, aby okazało się, że w 90% był to wpływ dobrego wychowania. Czuję, że tak powinno być. Niestety pewnie nigdy się tego nie dowiem, bo nie mam okazji sprawdzić "co by było gdyby" - gdybym się wychowała w innym mieście, na innej ulicy, chodziła do innej szkoły. Mimo tego wiem, że zrobię wszystko, aby moje dziecko było dobrym człowiekiem. Ale widząc, co dzieje się na świecie, i to tuż pod moim nosem, czuję jak wstępuje we mnie wielki macierzyński tchórz.

piątek, 12 lipca 2013

Ciastka do schrupania!

Co powiecie na pyszne, domowej roboty, kruche ciastka? Takie pieguski, w dzisiejszym wydaniu - z gorzką czekoladą i wiórkami kokosowymi. Ciastka są boskie, a przygotowuje się je bardzo szybko. Czyli takie w sam raz dla mnie i mojego czasowego deficytu.


 

PIEGUSKI Z CZEKOLADĄ I KOKOSEM



Składniki:
pół kostki masła
90 g cukru
łyżeczka cukru waniliowego
2 jajka
300 g mąki
łyżeczka proszku do pieczenia
tabliczka czekolady gorzkiej
duża garść wiórków kokosowych

I co dalej?
Masło utrzyj z cukrem, dodaj jajka i stopniowo dodawaj mąkę z proszkiem do pieczenia. Możesz mieszać mikserem, ja od początku używałam tylko łyżki. Gdy ciasto jest już dokładnie wymieszane i ma odpowiednią konsystencję (kontroluj to, dodając stopniowo mąkę! gdy ciasto będzie już twarde i suche, oznacza to, że jest jej za dużo - można wtedy dolać odrobinę mleka). Na koniec dodaj pokrojoną w kostkę czekoladę deserową oraz wiórki kokosowe.


Nagrzej piekarnik do 180-200 stopni. Ciastka rozłóż na blaszce pokrytej papierem do pieczenia. Stwórz z nich "placki" o odrobinę mniejszej średnicy, niż chcesz uzyskać ciasteczka (w trakcie pieczenia delikatnie się rozpłyną). Piecz, aż zrobią się złociste, czyli około 15 minut.

Ciastka fantastycznie smakują ciepłe, gdy czekolada jest jeszcze rozpuszczona. Ale następnego dnia, gdy podeschną, są również genialne! O ile uda się je zachować do następnego dnia... :)



środa, 3 lipca 2013

Czas wolny? A co to takiego?

Minął miesiąc odkąd pisałam ostatniego posta. A mam wrażenie jakby minęło pół roku, tyle się działo. Opowiadać jednak o tym nie będę, bo kogo tam interesuje moje szalone życie i co takiego robiłam, że nie miałam czasu zajrzeć na bloga. Natomiast chętnie pochwalę się efektami tej ciężkiej pracy. 
Sesja zaliczona na dwóch kierunkach (no prawie... w końcu trzeba coś w tym wrześniu robić:)).
Mistrzostwa Polski zdominowane przez mój klub (75 osób!) i na dodatek z jakim efektem - na mojej ścianie wisi 5 brązowych medali, z czego dwa miałam okazję zdobyć osobiście, a pozostałe otrzymałam od zawodników jako prezes klubu. Duma mnie rozpiera, bo tylu medali się nie spodziewałam, a stać na podium w tak doborowym towarzystwie - tym bardziej.
Studenci nauczeni - jak zwykle w okresie przedsesyjnym nastąpił korepetycyjny szał, ale satysfakcja jest, i to podwójna, bo portfel pełny, a studenci bez poprawek:) Nie spodziewałam się, zaczynając dawać korki parę lat temu, że tak bardzo to polubię i tyle radości i satysfakcji będzie mi dawać dzielenie się wiedzą.

W międzyczasie oczywiście do zrobienia było mnóstwo szpargałów, ale dzielnie przez to wszystko przeszłam i aktualnie przypominam sobie, czym jest czas wolny. Może nie mam go zbyt wiele, bo to też niedobrze, jak człowiek nie ma co robić, jednak w chwili obecnej nie mam do zrobienia nic, co musi być "na jutro", "natychmiast", nie gonią mnie terminy i mogę spokojnie zajmować się swoimi sprawami.
Przez ostatni miesiąc do mojej kolekcji zdjęć kulinarnych dołączyło kilka nowości, jednak kompletnie nie miałam głowy, aby o nich pisać. Chcę napisać o jednej ważnej dla mnie rzeczy, ale zostawię ją chyba na osobny wpis. A dziś, aby dodać trochę koloru temu postowi, zaproponuję pyszny deser w postaci owoców pod kruszonką. Ostatnio w warzywniaku widziałam rabarbar - to już chyba ostatki. Jakby komuś się jeszcze nie przejadł (mi nigdy!) to polecam serdecznie przepyszny i szybki deser.

CRUMBLE Z RABARBAREM I JABŁKAMI


Składniki:
jabłka
rabarbar
masło
mąka
cukier

I co dalej?
Jabłka obierz ze skórki i pokrój w kostkę. Rabarbar dokładnie umyj i pokrój w plasterki. Rozłóż owoce (i warzywa - przecież rabarbar to nie owoc!) do miseczek, kokilek lub też jednej dużej formy i zasyp odrobiną cukru. (*Jeśli masz czas, możesz wcześniej chwilę poddusić je na patelni, ja jednak lubię, gdy owoce pod kruszonką są bardziej świeże i lekko chrupiące). 




Przygotuj kruszonkę - ugnieć masło z mąką i cukrem, tak aby powstało "sypkie ciasto". Posyp tym owoce i wstaw do piekarnika. Piecz około 15-20 minut, aż kruszonka zrobi się złocista i chrupiąca.
Oczywiście najlepiej smakuje na ciepło!



Jest to przepis podstawowy i bazowy na crumble. Ja do kruszonki lubię dodawać płatki owsiane albo wiórki kokosowe. Ale na pewno jeszcze na blogu pojawi się wiele innych propozycji, także nie będę zawczasu zdradzać:)